Wśród postaci, z sentymentem wspominanych przez najstarszych mieszkańców Nekli, jest ksiądz Leon Śmiśniewicz, proboszcz parafii nekielskiej w latach 1931-1932. Jest to postać prawie zapomniana i zupełnie nieznana dla młodego pokolenia.
Wchodząc do kościoła mijamy grób i tablicę z napisem "Śp. ks. Leon Śmiśniewicz, doktor teologii świętej". Za tym tytułem kryje się postać bardzo zdolnego człowieka, wykształconego kapłana, wykładowcy teologii na Uniwersytecie Warszawskim i prorektora słynnego Liceum Krzemienieckiego na Wołyniu.
Przed laty trafiłem na wycinek jednej z wielkopolskich gazet, opisującej drogę życiową i pogrzeb w Nekli ks. dr Śmiśniewicza. Uważam, że warto przybliżyć tę postać czytelnikom "Przeglądu Nekielskiego".
W pamięci najstarszych mieszkańców naszej parafii zapisał się ks. Śmiśniewicz jako gorący patriota. Na jego mszach z kazaniami historyczno - patriotycznymi gromadziły się niezliczone rzesze wiernych, nawet z sąsiednich parafii.
Urodzony w Nekli a mieszkający dzisiaj we Wrześni Pan Walerian Nowaczyk (92 l.) opowiedział niezwykłą historię pewnej inwestycji w nekielskim kościele, polegającej na rozbudowie chóru kościelnego. Jej celem, wg słów p. Waleriana, było powiększenie powierzchni dla wiernych, którzy gromadzili się w świątyni podczas mszy św. z kazaniami księdza Śmiśniewicza.
Firma stolarska p. Gościniaka zbudowała z drewna specjalną platformę, zwiększającą powierzchnię chóru. Dzisiaj jedynym śladem, świadczącym o tym przedsięwzięciu są dwa prostokąty z jaśniejszych płytek w posadzce kościoła, w których ustawione były filary wspierające konstrukcję dobudowanej części chóru.
W taki oto sposób wyjaśniła się intrygująca tajemnica pochodzenia jaśniejszych płytek w podłodze naszej świątyni.
Oddajmy teraz głos reporterowi przedwojennej gazety.
Jerzy Osypiuk
ś. p. ks. dr. Leon śmiśniewicz (1891-1932)
Dnia 20 maja br, zmarł przedwcześnie proboszcz parafji Nekla i Opatówko, śp. ks. dr. Leon Śmiśniewicz. Stojąc u zwłok przedwcześnie zmarłego, odczuwać się musiało głęboki żal, że złamało się życie człowieka w pełnym rozkwicie. Żal potęguje się jeszcze, gdy Zgasły był osobistością o zdolnościach nieprzeciętnych, wszechstronnych, znaczonych tchnieniem genjalności, a nie zdążył się jeszcze objawić narodowi z winy zawistnego losu, czy w oczekiwaniu na zupełne dojrzenie. Toteż niecodzienna rzewność unosiła się nad trumną X. dr. Śmiśniewicza, którego wiedliśmy na wieczny spoczynek z pięknego kościółka w Nekli 23 maja do pobliskiego grobowca, wśród płaczu zebranych tłumów i szczerego żalu konfratrów. Jakiś niewypowiedziany tragizm znaczył to ruchliwe życie, znaczył i nagły Jego skłon.
Śp. ks. dr. Śmiśniewicz był synem ziemi Wielkopolskiej, urodził się w Gołańczy w r. 1891. Pochodził z zamożnego i kulturalnego domu. Objawił się jako cudowne dziecko, ku podziwowi nauczcieli i profesorów. Wystarczy stwierdzić, że jako uczeń wyższych klas Gimnazjum św. Marii Magdaleny w Poznaniu, rozczytując się w filozofji, odważył się na polemikę na tle Kanta z jednym z naszych, znanych dziś profesorów filozofji. Równocześnie okazywał i wybitne zdolności poetyckie. Z równą łatwością pisywał wiersze polskie i łacińskie. Jego "Cathemerinum Marianum" (Godzinki Maryjne) czy "Taedium vitae" czy "Przystań", zamieszczane w "Filarecie" (1913) i "Ruchu kulturalnym" (1914) kunsztowną, oryginalną formą, łatwością rymowania, dźwięcznością rytmu jako i głębią myśli zapowiadają twórcę, który mógł sięgnąć po najzaszczytniejsze laury na naszym Parnasie.
Niestety, nie doszedłszy jeszcze 20 lat, zawiesił lirę na kołku, by z większym jeszcze zapałem oddać się pracy naukowej.
Po wstępnych studiach filozoficznych i teologicznych w Poznaniu, udałał się do Fryburga w Bryxgowji, gdzie, zdawszy chlubny doktorat z teologii, odebrał święcenia kapłańskie w r; 1917 z rąk miejscowego arcybiskupa, X. Noerber'a. Jego praca doktorska "Die Lehre von den Ehehindernissen bei Petrus Lombardus und seinen Kommentatoren", Posen 1917, str. 258) to już poważne opus naukowca. To też wykształceni parafianie Pobiedzisk, Kruszwicy, Chomiąży Szlacheckiej, Płonkowa, Runowia Kraińskiego, Turków i Nekli jako i konfratrzy nie mogli się dość nadziwić głębokości jego kazań, które dzięki oryginalnemu artyzmowi dużo dawały i ludowi.
Zwrócono też na niego uwagę w. kołach kierowniczych. Powołany na zastępcę profesora do wszechnicy w Warszawie, wykładał teologję moralną, zyskując sobie serca młodych. Podobnie i w liceum w Krzemieńcu, dokąd przerzucił się po dwuletnim pobycie w stolicy, umiał tu młodzież wprost porwać za sobą. Wróciwszy do Wielkopolski pracował też czas jakiś w kancelarii prymasowskiej. W ostatnim czasie poświecił szczególną uwagę Akcji Katolickiej i napisał rozprawę o teologicznym jej podłożu, niestety nie zdążył już jej wydać.
Za to mógł sobie już za życia swojego za mistrzem Horacym powtarzać: Non omnibus moria, bo zostawił literaturze naukowej ważkie dzieło: "Problem etycznego estetycyzmu" (Poznań, 1923) w którem objawił się lwi pazur myśliciela, krytyka i literata. Szkoda więc, że przedziwny naukowiec i artysta, jeden z najzdolniejszych księży w Polsce, towarzysz niezrównany, tryskający oryginalnym dowcipem, szczególny znawca literatury francuskiej i angielskiej zawarł się w kręgach takiej niesamowitej pokory i tak mało dbał o rozgłos dla swojego fenomenalnego talentu.
Był złotoustym kaznodzieją, gorliwym duszpasterzem i dzielnym szerzycielem idei narodowo-katolickiej. Jako patrjota polski, oddany duszą i ciałem, wczasie powstania Wielkopolskiego przyłączył się do powstańców-ochotników Okręgu Żnińskiego i w swych przemówieniach zachęcał ich do walki z wrogiem.
Odszedł teraz, pośrodku swej drogi życiowej, umierając prawie nagle na zapalenie opon mózgowych.
Zostanie jednak po nim pamięć dozgonna u tych wszystkich, którzy bliżej znali tego nieprzeciętnego człowieka a szczególnie u parafian Nekli, przejętych do głębi tym przedwczesnym zgonem swego duszpasterza. R.i P.