Przed I wojną światową Francja posiadała liczne kolonie w Afryce. Toteż gdy Niemcy zaatakowali Francję, na froncie francusko - niemieckim pojawiło się wiele oddziałów wojskowych o pochodzeniu afrykańskim. Francja, jako imperium kolonialne, posiadała wojska stacjonujące w zamorskich posiadłościach. Można więc wyróżnić oddziały złożone z rodowitych Francuzów zwanych żuawami, strzelców afrykańskich, tyralierów, spahisów oraz z cudzoziemców tworzących Legię Cudzoziemską. W początkach wojny szczególną odwagą i agresywnością wykazywali się żuawi. Oddziały złożone z Afrykanów przez żołnierzy z Wielkopolski nazywane były oddziałami Mameluków, a cechowały się niezwykłym okrucieństwem w stosunku do wojska niemieckiego. Nie oszczędzano nikogo, nie brano nikogo do niewoli, a maczetami uśmiercano wszystkich, nawet chorych i obsługę szpitala. Zła ich sława dotarła wszędzie w imperium niemieckim.
Tę złą sławę wykorzystali nasi powstańcy podczas służby nad Notecią. Jak pisze Wincenty Tomczak, mieszkaniec Nekli, w lutym 1919 r. podczas patrolu Andrzej Hadada z Nekli i Andrzej Banasik ze Strzałkowa dla żartu posmarowali twarze sadzami, zdobyli gdzieś pióra i Niemcy cywile uciekali krzycząc: „Schwarze kommen” (czarni nadchodzą). Wywarło to niesamowite wrażenie na niemieckich kolonistach.
Tak zapamiętali to zdarzenie mieszkańcy Turu (Katarzyna Bogucka http://magazyn.7dni.pl/, 1 czerwca 2012 r.):
Opowiadanie Witolda Kralla (z zawodu zduna, z zamiłowania kronikarza wsi Tur nad Notecią)
Czarne twarze
"Inna historia, tym razem z 1919 roku (opowiedziana autorowi kroniki przez świadka zdarzeń, Jana Wiśniewskiego) dotyczy niewielkiego oddziału powstańczego, który obawiał się ataku Niemców. Polacy stacjonowali w Żurczynie. Zaalarmowani, że idą na nich Niemcy w sile całej kompanii, ukryli się w zaroślach, posmarowali twarze sadzą i czekali. Później niczym Murzyni wyskoczyli z krzaków, wykrzykując niezrozumiałe wyrazy. Pomógł im w tej akcji półmrok. Niemcy zbaranieli, sądzili, że to posiłki z wojsk kolonialnych Francji, których się bardzo bali. Uciekali w popłochu. Polacy triumfowali".
Główny aktor tego zdarzenia, Andrzej Hadada dał o sobie znać przy zdobywaniu pociągu pancernego PZ22 w Zamościu (stacja kolejowa za Szubinem). Jego zdecydowana postawa, pełna bohaterstwa, pozwoliła przegnać załogę pociągu ratunkowego, który przybył na ratunek pancernikowi, jak nazywali powstańcy pociąg. Dalej brał udział w wojnie przeciw bolszewikom. Zasłużony i odważny powstaniec, nie pozbawiony jednak wad, po powrocie z wojny nie mógł znaleźć pracy. Stąd jego kłopoty, które ilustruje artykuł w Orędowniku z 24 października 1937 r.
Andrzej Hadada był uczestnikiem jako świadek innego, kryminalnego zdarzenia, gdy w 1932 r. dwóch kryminalistów napadało na przechodniów na drodze z Nekli do Wrześni, co szeroko opisywała ówczesna prasa.
Jedną z form uznania i pamięci o bohaterze tamtych dni jest umiejscowienie tabliczki z napisem "Powstaniec Wielkopolski" na jego grobie.
Michał Pawełczyk
Artykuł z Orędownika nr 247 z dnia 24.10.1937 r.
Przy grobie Andrzeja Hadady syn Adolf i wnuczka Ewa