Nasze gniazdo rodzinne Nekla, powstało przy skrzyżowaniu dwóch głównych szlaków komunikacyjnych, łączących płd.-płn. i wsch.-zach, tj. Giecz - Gniezno i Moskwa - Paryż. Drogami tymi przez wieki toczyły się koła naszej historii, „gdyby kamienie umiały mówić" dowiedzielibyśmy się ile pokoleń przeminęło już w naszym gnieździe.
Ludzie odchodzą, szybko zaciera się pamięć, dlatego pragniemy przypomnieć maleńki fragment z życia naszej Nekli z ub. dwudziestego wieku. Chcemy wspomnieć lata trzydzieste, przeżyte przy rynku nekielskim.
Rynek w swoim prostokącie i zwartej zabudowie nie zmienia się od wielu lat, zmieniają się raczej funkcje, jakie kiedyś ten rynek spełniał, ongiś był „sercem Nekli", tętnił życiem, skupiał cały handel i rzemiosło, które służyło okolicznym mieszkańcom. Wszystkie ważne sprawy dotyczące Nekli, odbywały się na Rynku. Tu żyli ludzie, którzy tworzyli ogniwo historii, właśnie z dużym szacunkiem chcemy Ich wspomnieć.
Rozpoczniemy od domu pod
nr 1 - budynek leciwy ale solidnie budowany, mieścił na początku dwudziestego wieku hotel "poznańskim" zwany oraz na zapleczu w rozległym ogrodzie, kręgielnię.
W latach trzydziestych należał do pp. Mikołaja i Antoniny Szulców.
Pan Mikołaj, zacny mistrz murarski, razem z swoim synem Kazimierzem, postawili wiele budynków nie tylko budynków nie tylko w Nekli. W domu tym był lokal, gdzie można było kupić wino i wyroby tytoniowe. Po przeciwległej stronie obszernej sieni, mieścił się zakład fryzjerski pana Andrzeja Wróblewskiego, który poza swoimi czynnościami, również rwał zęby, taki był wówczas zwyczaj. Pan Andrzej i pani Bolesława z Szulców, mieli dwoje uroczych dzieci, Stefanię i Władysława. Najsłodsza córka pp. Szulców, pani Helena była pracownikiem banku nekielskiego. W latach trzydziestych wyszła za mąż za pana Głębockiego. Duszą tego domu była pani Antonina, małżonka pana Mikołaja, kochająca i opiekuńcza dla najbliższych, serdeczna i życzliwa dla wszystkich, którzy się do Niej zwracali.
Dom nr 2 to długi piętrowy budynek państwa Majewskich
Pan Antoni Majewski był człowiekiem o dużych umiejętnościach handlowych, znał potrzeby mieszkańców, prowadził w swoim domu sklep kolonialny. Kupowało się w nim towary krajowe oraz sprowadzane z importu jak np. kawę, herbatę, rodzynki, figi, daktyle, cynamon w rurkach, wanilię w laseczkach. Mieszkańcy bardzo chętnie zaopatrywali się w tym sklepie. Bywało w niektóre niedziele po sumie, kiedy na chwilę sklep był czynny od strony prywatnego mieszkania, pan Antoni słusznego wzrostu, o szpakowatych włosach i sumiastym wąsie, stawał przed kontuarem, troszkę z boku, witał znajomych gospodarzy, którzy wstępowaliby zaopatrzyć się w machorkę czyli tytoń na cały tydzień. Był lubianym i szanowanym obywatelem. W drugiej połowie lat trzydziestych zastępowało Go już młodsze pokolenie - syn Władysław z żoną Martą oraz córka pani Stanisława. Kontynuowali dzieło swoich rodziców, obdarzeni przystojnymi sylwetkami, dobrymi glosami, poza swoja codzienną pracą- śpiewali w chorze kościelnym oraz udzielali się w różnych Stowarzyszeniach patriotycznych.
Następny, jednorodzinny dom nr 3 posiadał sklep rzeźnicki, który prowadził pan Walerian Majewski. Pan Walerian wraz z żoną Ludwiką, troskliwie opiekowali się i wychowywali młodego siostrzeńca pana Władysława Drzewieckiego. Pan Walerian był uczestnikiem powstania Wlkp. Mieszkańcem tego domu był również pan Kopeć, brat pani, Ludwiki Majewskiej.
Nr 4 to dom parterowy, rozłożysty, pojemny, należał do młodego, energicznego pana Józefa Silskiego. Mieszkał w nim również pan Politowicz, który prowadził swój warsztat szewski, szył buty bardzo mocne „nie do zdarcia".. U góry mieszkała matka z dwiema córkami i wnuczkami, Jabłońska.
Prawie nowy dom z nr 5 budowany w roku 1910 to długa, piętrowa kamienica, należała do pana Antoniego Silskiego. Pan Antoni z rodziną zajmował prawie cały parter, oprócz sklepu bławatnego, który prowadzili pp. Mańkowscy. W sklepie tym można było kupić różne materiały, jak: manczestery, barchany, perkaliki na sukienki i fartuszki, przodki z krawatami, które zakładało się na podkoszule, czapki zimowe „krymki" oraz nici, guziki, igły.
Na piętrze mieszkał mistrz kowalski - pan Wiśniewski z żoną i miłą, koleżeńską córką Marylką i synem Ireneuszem. Mieszkańcem tego domu był również pan Gorzelańczyk z żona Heleną praz córkami Maria i Kaliną oraz synem. Pan Stefan prowadził zakład krawiecki, był doskonałym mistrzem w swoim zawodzie i wspaniałym człowiekiem. Cieszył się dużą sympatia mieszkańców, był długoletnim ognio-mistrzem czyli Komendantem Straży Pożarnej, wszyscy ubolewali nad Jego śmiercią.
Dom nr 6 to ciekawy budynek jednopiętrowy z trzyokiennym frontem, zakończonym półokrągłym plafonem z dużą kulą na szczycie. Posiada ładny, jedyny w Rynku balkon, artystycznie wykonany z żelaza. Właścicielka pani Komorowska, wdowa z dwoma synami, Florianem i Bolesławem, prowadziła na parterze sklep papierniczo- spożywczy, kupowało się tam mąkę, kaszę, cukier, różne cukierki, a szczególnie murzynki niepowtarzalnym smaku, za które warto było oberwać lanie w domu z powodu nie rozliczonych pięciu groszy (jeden murzynek kosztował pięć groszy). Były tam zeszyty, ołówki, ołówki „myszki" i książki wydawane w zeszytach. Ciekawość naszą budziła aparatura pompująca naftę. Na osobnej ladzie stała szklana kolumna z tłokiem. Można było samemu pompować naftę do przyniesionej blaszanej konewki, na kolumnie była podziałka, która wskazywała ile nafty zabraliśmy. Pani Komorowska była osobą zawsze poważną, a nawet smutną, przeżywała śmierć męża, zaś w latach trzydziestych, niespodziewaną, tragiczną śmierć syna, Bolesława.
W skrzydle tego domu na piętrze mieszkało młode, sympatyczne małżeństwo Stanisława i Marcin Godek z synem Jerzym, tam właśnie urodziły się ich córeczki bliźniaczki, Ania i Bronia. Mieszkał tam również nasz nekielski fotograf pan Kamiński, robił pamiątkowe fotografie z uroczystości I Komunii św. lub ślubów.
Następny dom nr 7 parterowy z czerwonej cegły, zawsze ładnie zadbany zamieszkały przez państwa Kramerów. Pan Stanisław Kramer był wysokim, szczupłym brunetem, nosił hiszpańską brodę, wyróżniał się nie tylko swoją powierzchownością, ale przede wszystkim talentem artystycznym. Rzeźbił piękne Figury w drewnie. Do pierwszej wystawy tych rzeźb nakłonił Go na początku lat trzydziestych, ówczesny proboszcz naszej parafii, ks. dr Śmieśniewicz. Duża figura serca Jezusowego, dłuta pana Stanisława, zdobi do dziś Kościół Św. Ducha we Wrześni. Liczne Pasje Męki Pańskiej oraz ozdobne świeczniki darował kościołom. Rzeźbienie pan Stanisław traktował jako swoje hobby, właściwie to był pracownikiem kolei. Codziennie, w nienagannym uniformie, maszerował 4 km do placówki swojego dyżuru, pilnował przejazdu kolejowego na drodze Gierłatowo - Kokoszki. Państwo Kramerowie adoptowali dziewczynkę z Domu Dziecka, Bronię Wołkowicką. Pani Kramerowa opiekowała się Bronią i hodowała piękne kwiaty.
W dużym, piętrowym domu z nr 8 mieszkała leciwa pani Russ z dwiema niemłodymi córkami. Panie te mieszkały na piętrze, cały parter przeznaczyły na sklep wielobranżowy. Ciekawy był ten sklep, urządzony w dziewiętnastowiecznym stylu, wejście klienta oznajmiał głos dzwonka, po lewej stronie, cała ściana za kontuarem zabudowana była brązowymi szufladami z białymi, emaliowymi tabliczkami na których widniały nazwy towaru jaki znajdował się w szufladzie. A były to: kasza, mąka, sól, cukier i inne artykuły spożywcze. Po przeciwległej stronie, stały brązowe półki, a na nich kartony również oznakowane, z butami innymi towarami galanteryjnymi, jak kapelusze, rękawiczki, szale, krawaty, laski, parasole. Na tej stronie wisiała pluszowa kotara, za którą można było przymierzać wybrane towary. Panie Russ były uprzejme, częstowały dzieci karmelkami, pod koniec lat trzydziestych wyjechały z Nekli. Dom i sklep przejęło młode małżeństwo Werneke.
Dom nr 9 to parterowy budynek jednorodzinny, mieszkał w nim z rodziną i prowadził gospodarstwo wiejskie, pan Schmit.
Mieszkała tam również pani Maria Kaczmarek, wdowa z synem Stanisławem, który służył w lotnictwie. Podczas lotów ćwiczebnych zginął. Przywieziono trumnę do matki i tu w Nekli odbył się pogrzeb z udziałem tłumnie uczestniczących mieszkańców. Jego czapka lotnicza stała na wieku trumny. Wszyscy bardzo współczuli, rozpaczającej matce.
Przechodzimy do domu nr 10 dom czynszowy, parterowy, rozległy z zamieszkałym strychem, mógł pomieścić kilka rodzin. Mieszkał w nim i prowadził swój warsztat szewski pan Kijak. Pewien czas mieszkał z rodziną pan Andrzej Hadada, który jako młody chłopak walczył w Powstaniu Wlkp. oraz na wojnie bolszewicko- polskiej, wyróżnił się swoją odwagą, za którą został wybrany do odznaczenia wysoką odznaką wojskową. Mieszkały także matka z dwiema córkami, panie Polowczykowe, które całe lato zbierały jagody i grzyby w lesie, a zimą skubały pierze dla gospodyń wiejskich, były bardzo pracowite.
Przy Rynku mieszkały również stare rodziny nekielskie jak Bartkowiakowie, Tądrowscy, Szumigałowie. Rodziny te. były bardzo rozrodzone, nie sposób wszystkich wymienić.
Dwaj bracia Tądrowscy, Hieronim i Stanisław, mistrzowie kielni i struga, zostawili wiele prac, przez siebie wykonanych, które będą jeszcze wiele lat, służyły mieszkańcom nie tylko w Nekli.
Senior pan Antoni Szumigała, pełnił w Nekli rolę stróża nocnego. Wysoki, szczupły z siwym wąsem, energicznym krokiem przemierzał nekielskie uliczki kilkakrotnie w środku nocy. Głosem trąbki wzywał do pożaru, albo do innych ważnych wypadków. Czuwał nad naszym bezpiecznym snem w nocy, a w dzień głosem dość donośnego dzwonka, zmuszał do wysłuchania komunikatów z Gminy względnie Powiatu. Jego wartownicza budka stała obok mostu, przy głównej ulicy Nekli.
Pani Martyna, żona pana Antoniego, swoją postawą budziła szacunek i zaufanie, a swoimi umiejętnościami, potrafiła zaradzić niejednej biedzie. Gdy trzeba było upiekła tort weselny, uplotła wieniec pożegnalny, a nawet ukąpała małe dziecko sąsiadki, nikomu nie odmawiała pomocy.
PP Antoni i Martyna Szumigałowie przekazali swoim dzieciom pasję społecznikowską. Ich córka' Stanisława założyła pierwszą w Nekli ochronkę. Co prawda tylko na okres letni, ale dzieci chętnie przychodziły, a i rodzice byli zadowoleni. Ochronka mieściła się na zadaszonej werandzie, stojącej w ogrodzie między szkołą, a organistówką, ozdobą jej była figura „Dzieciątka Jezus" wykonana przez pana St. Kramera. Młodsze córki Wera i Helena uczestniczyły w pracy Młodych Polek, śpiewały w chórze, występowały w teatrach amatorskich. Syn Kazimierz w latach trzydziestych był sołtysem w Nekli, funkcję tę pełnił społecznie.
I tak dobiegliśmy końca strony południowo-zachodniej Rynku.
CIĄG DALSZY WKRÓTCE
Wszystkim wspomnianym mieszkańcom, ówczesnego Rynku, z lat trzydziestych, ubiegłego wieku, których nie ma już wśród nas, należy się chwila modlitewnej zadumy. Mam nadzieję, że nie będą się gniewać za te o Nich wspominki.
Zebrała i opisała Maria Chromińska Wykorzystane wspomnienia: Państwa Henryka i Kazimiery Olek Pani Marii Wiśniewskiej-Szumigała Pani Zofii Matuszak Nekla, listopad 2003 r.